Festiwal zamiast książki czyli kultura według Polaków

Spędzanie wolnego czasu w odpowiadający nam i dający satysfakcję sposób to jedna z ważniejszych ludzkich potrzeb. W piramidzie Maslowa ustępuje wprawdzie konieczności zaspokojenia potrzeb głodu, snu czy bezpieczeństwa, jest ona jednak bez wątpienia istotnym elementem naszego codziennego życia. Bo głód zabawy i kultury może być silnie odczuwalny i, w przypadku niezaspokojenia, wyjątkowo nieznośny. Według różnorakich badań brak czasu na odpoczynek i rozrywkę rzutuje na samopoczucie i dobrostan psychiczny człowieka. Co do tego, że chwila na relaks jest nam do normalnego funkcjonowania wprost niezbędna, wszyscy jesteśmy więc zgodni. Jednakowoż rozrywka rozrywce nierówna, podobnie jak kultura – kulturze. Wyjście na koncert może wszak oznaczać zarówno wizytę w filharmonii lub jazz clubie, jak i tupanie nóżką na gminnym festynie w rytm przebojów lokalnego zespołu disco polo. Jaką zatem kulturę wybierają Polacy? Czy bliżej nam do afirmacji sztuki wysokiej, czy raczej tej masowej, plebejskiej?

Grzech nieczytania

O zatrważającym poziomie czytelnictwa w kraju nad Wisłą pisaliśmy już, lecz warto o tym wciąż przypominać – szczególnie w kontekście zwyczajów i upodobań rodaków w kwestii korzystania z dobrodziejstw kultury. A te nie dotyczą, jak się zdaje, dobrodziejstw literatury. Według danych sporządzonych przez Bibliotekę Narodową, która rokrocznie ubolewa nad naszym wstydliwym grzechem nieczytania, po lekturę sięgamy coraz rzadziej. W 2016 r. aż 63,5 proc. Polaków nie przeczytało żadnej książki. Warto dodać, że wynik ten jest najgorszy w tym stuleciu. Raport Biblioteki Narodowej wskazuje na tendencję spadkową również w tej najbardziej obiecującej grupie czytelników, czyli tych, którzy w ciągu roku sięgają po siedem i więcej książek – dziś jest ich zaledwie nieco ponad 10 proc., a więc o połowę mniej niż na początku XXI wieku. Powodów do utyskiwań, jak widać, nie brakuje. Wygląda na to, że Polaków dopadła przedziwna choroba – alergia na książki czy też swego rodzaju lekturowstręt. A patrząc na statystyki czytelnictwa, z niepokojem można domniemywać, iż schorzenie to jest wysoce zaraźliwe.

Kina i teatry przyciągają tłumy

Podczas gdy po książki sięgamy rzadko i niechętnie, sztuka audiowizualna cieszy się w naszym kraju szczególnym powodzeniem. Poprzedni rok był wręcz rekordowy jeśli chodzi o frekwencję w kinach. Amatorzy seansów przed srebrnym ekranem w 2016 roku nabyli łącznie aż 52 mln biletów, spośród których przeszło 13 mln na polskie dzieła sztuki filmowej. Oznacza to, że 25 proc. wszystkich obejrzanych przez nas filmów zostało wyprodukowanych przez rodzimych twórców. Podobną tendencję zauważa się wśród odbiorców spektakli teatralnych – do teatrów chodzimy częściej niż miało to miejsce jeszcze kilka lat temu i to zarówno na formy lekkie i komediowe, jak i te nieco bardziej wymagające, trudne. Z czego wynika ów liczebny dysonans między odbiorem sztuki w formie literackiej, a tej filmowej tudzież teatralnej? Jak twierdzą kulturoznawcy, żyjemy w czasach kultury rozproszonej i mocno nastawionej na doznania zmysłowe, sami zresztą na co dzień odbieramy mnogość różnorakich bodźców. Dźwięk i obraz stały się dla nas daleko bardziej atrakcyjną formą przekazu aniżeli słowo pisane. Innymi słowy, dużo ciekawiej (i łatwiej) jest pośmiać się w kinie na nowej produkcji z super bohaterami, z okularami 3D na nosie i pudełkiem popcornu, niż brnąć przez kolejne stronice „Ulissesa” siedząc w fotelu pod kocem z kubkiem gorzkiej herbaty w ręce.

Festiwale rosną w siłę

Prawdziwym fenomenem ostatnich lat są w naszym kraju festiwale muzyczne. Jak szacuje serwis Polstars.pl, w 2015 r. miało miejsce w Polsce 21 tys. koncertów w ramach imprez plenerowych, podczas których zagrało wówczas niemal 8 tys. zespołów. Olbrzymią popularność tej formy spędzania wolnego czasu, a zarazem „ukulturalniania się” widać na przykładzie najbardziej rozsławionych – nawet poza granicami naszego kraju – festiwali, takich jak Opener Festival, Orange Warsaw Festival czy Męskie Granie. Ten ostatni jest przykładem o tyle ciekawym, że ma charakter mobilny – co roku objeżdża wraz z zaproszonymi artystami siedem miast. W zeszłym roku koncert finałowy w Żywcu na żywo oglądało 9 tys. widzów oraz 365 tys. internautów. Zainteresowanie festiwalem jest tak olbrzymie, że bilety – choć wcale nie najtańsze – wyprzedają się momentalnie. Bilety na sierpniowe koncerty w cenach od 164 zł do 350 zł można jeszcze nabyć w Internecie, choć z każdym dniem jest ich coraz mniej.

Nie czytamy, ale oglądamy i słuchamy; nie chodzimy do opery, ale coraz chętniej wyjeżdżamy z przyjaciółmi na festiwale muzyczne. Jak to o nas świadczy? Czy nasza konsumpcja kultury wynika z potrzeb duchowych, czy może raczej tych znacznie bardziej przyziemnych – by dopasować się do towarzystwa i, mówiąc kolokwialnie, „nie odstawać”? Rozrywek zażywamy świadomie i z rozmysłem, czy bez głębszej refleksji – ot, by zabić czas i wyjść gdziekolwiek? Niezależnie od odpowiedzi na te pytania, jedno jest pewne: podobnie, jak zmienia się otaczająca nas rzeczywistość, tak i przeobrażeniom ulegają nasze zwyczaje i upodobania. Nie warto chyba zanadto ubolewać nad wyborami Polaków w kwestii rozrywek kulturalnych. Pewnych tendencji raczej nie da się już odwrócić. Choć co do czytania książek, przydałaby się jakaś solidna zachęta, byśmy sięgali co jakiś czas choćby po jedną, cieniutką lekturę. W końcu, jak pisał Carlos Ruiz Zafón: „Czytać to bardziej żyć, to żyć intensywniej”.

 

 
Autor:
Ekspert w dziedzinie finansów i bankowości. Maks jest absolwentem Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. Posiada 4 lata doświadczenia w dziedzinie finansów osobistych. Szczególnie interesuje się produktami kredytowymi oraz rynkiem pożyczek pozabankowych.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *