Deskorolka w stylu science fiction
Atrybut skateboarderów, ulubiony gadżet nastolatków, symbol szalonej Kalifornii lat 70 i 80. Deskorolka to chyba jedna z najpopularniejszych „zabawek” wszechczasów, z którą identyfikowały się całe pokolenia skaterów i którą przez lata otoczono niemalże kultem. Ów niepozorny, pokryty papierem ściernym kawałek drewna, zainicjował swoisty styl życia i modę trwającą w pewnych kręgach nieprzerwanie od pół wieku. Gadżet, wokół którego powstała kontestatorska subkultura skaterów, swoje korzenie ma w surfingu – stąd też nazwa „sidewalk surfing”, jak określano na początku tę innowacyjną wówczas dziedzinę sportu. Skateboarding, w przeciwieństwie do ujarzmiania morskich fal uprawiany był bowiem już nie w wodzie, a właśnie na chodnikach, a następnie w tworzonych specjalnie na jego potrzeby skateparkach. Zawrotna kariera deskorolki zaczęła się od debiutu w latach 50, kiedy to kalifornijscy surferzy do tradycyjnej deski surfingowej przymocowali kółka i przenieśli wodny sport wprost na ulice miast, dając początek prawdziwej rewolucji. Na punkcie owej deski już wkrótce oszalały bowiem miliony nastolatków w Ameryce, a później na całym świecie, naśladując coraz bardziej skomplikowane i wymagające nie lada umiejętności triki.
Na miarę XXI wieku
Dziś tradycyjna deskorolka nabiera zupełnie innego charakteru – a wszystko za sprawą galopującej technologii, która oldschoolowy kawałek drewna zmieniła w iście futurystyczne urządzenie, na którym można nawet…latać! No dobrze, latać to może za dużo powiedziane, ale unosić się nad ziemią – a i owszem. Rok temu modlitwy skaterów/hipsterów/gadżeciarzy (niepotrzebne skreślić) z całego świata zostały wysłuchane, oto bowiem ukończono prace nad pierwszą w historii lewitującą deskorolką. A przynajmniej pierwszą w stu procentach namacalną, wszyscy wszak pamiętamy legendarny pojazd, który pokonywał grawitację w „Powrocie do przyszłości”. Sprawcą zamieszania stał się nie kto inny jak Lexus – należąca do koncernu Toyoty kultowa marka luksusowych samochodów, która tym razem zachwyciła nie ekskluzywnym modelem auta, ale innowacyjną wersją tradycyjnego atrybutu skateboarderów.
W jaki sposób deska, przecząc niejako prawom fizyki, unosi się nad ziemią? Wszystko dzięki lewitacji nadprzewodnikowej. Wewnątrz urządzenia umieszczono bowiem magnesy stałe, które wraz z odpowiednim podłożem wytworzyły pole magnetyczne. Sekret funkcjonowania hoveboardu polega na użyciu ciekłego azotu, który chłodzi ceramiczne elementy pojazdu do temperatury -197 st. Celsjusza. Wykonana z bambusa deska jest w stanie unieść dorosłego człowieka na wysokość 4 cm, zarówno nad ziemią, jak i nad wodą. Niestety, o samodzielnym przetestowaniu nie może być mowy – Lexus już w zeszłym roku zapowiedział, że nie wprowadzi lewitującej deskorolki do sprzedaży, cała akcja była zaś jedynie… elementem kampanii marketingowej. Nie ma jednak czego żałować – może ona jeździć tylko po specjalnie zaprojektowanym podłożu z wbudowanym torem magnetycznym. Dla przeciętnego odbiorcy ów latający dywan XXI wieku jest póki co zabawką nieosiągalną.
Jazda bez trzymanki z Kawasaki
Futurystyczną deskorolkę w nieco bardziej przyziemnej postaci proponuje tymczasem Kawasaki. W lipcu swoją premierę miała elektryczna deska dla aktywnych, na której możemy przemierzać nie tylko chodniki i bulwary, ale również udać się w nieco bardziej wymagający teren. Tegoroczna nowość od kojarzonego głównie z motocyklami japońskiego koncernu sprawdzi się idealnie jako nowoczesny sposób podróżowania po mieście i nie tylko. Na Hoveboardzie KX-PRO możemy bowiem wjechać nawet na 30 stopniowe wzniesienie! Maksymalna prędkość pojazdu to 15 km/h, ładowanie trwa zaledwie trzy godziny, a jego waga to 10 kg. Funkcja samostabilizacji ułatwia balansowanie ciałem, dając niczym niezakłóconą przyjemność jazdy. Gadżet idealny – choćby na prezent. Koszt? Około 1500 zł. Jeśli potrzebujecie kreatywnego prezentu na już, a do wypłaty jest wciąż o kilka (lub kilkanaście) dni za daleko, warto skorzystać z chwilówki w VIA SMS i nie martwić się o finanse.
Ale co na to prawdziwi skaterzy? Ci, którzy całymi dniami uczyli się skomplikowanych trików, nierzadko łamiąc przy tym którąś z kończyn? Najwięksi puryści wśród skateboarderów uznają zapewne wynalazki pokroju elektrycznego hoveboardu za profanację i zabawkę nie mającą nic wspólnego z pierwowzorem – poczciwym kawałkiem drewnianej sklejki na czterech kółkach. Jeśli należycie do miłośników klasyki, zamiast inwestować w efektowny pojazd rodem z filmów science fiction, być może warto pozostać przy deskorolce w jej pierwotnej, oldschoolowej formie.
Autor: Maks Dudowski | |
Ekspert w dziedzinie finansów i bankowości. Maks jest absolwentem Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. Posiada 4 lata doświadczenia w dziedzinie finansów osobistych. Szczególnie interesuje się produktami kredytowymi oraz rynkiem pożyczek pozabankowych. |